niedziela, 19 lipca 2015

O tym, jak niewinna panna Croft przemieniła się w Hitmana, czyli (stary) nowy Tomb Raider

Lepiej późno niż wcale

Lara i jej nieprzeciętna umiejętność utrzymania równowagi
Nowy” Tomb Raider staje się już powoli starym Tomb Raiderem, bo następca – Rise Of The Tomb Raider – już czyha by zająć jego miejsce (xboksowa premiera w listopadzie, o pecetowej na razie niestety nie wiadomo). Ja oczywiście, moim zwyczajem, z odświeżoną Larą zapoznałam się dopiero teraz, a to i tak tylko dlatego, że kupiłam ją na przecenie. Okazało się jednak, że było na tyle przyjemnie, iż po kolejną część prawdopodobnie sięgnę nieco wcześniej niż po, bagatela, 2 latach od premiery.

To nie był dobry dzień dla Lary

Piromania Lary musiała w końcu doprowadzić do tragedii
Najpierw nikt nie chciał posłuchać jej sugestii związanych z miejscem prowadzenia badań archeologicznych. Gdy w końcu jej posłuchali, zakończyło się to katastrofą i zatopieniem statku (nomen omen o wdzięcznej nazwie „Endurance” czyli z angielskiego „wytrzymałość”, „trwałość”). Po tym jak naszej bohaterce cudem udało się nie utopić, została porwana przez jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego Ktosia, zawinięta w kokon i zawieszona głową w dół w jakiejś dziwnej krypcie. Później nieszczęśliwie upadła na złośliwie podrzucony przez twórców gry gwóźdź i przebiła sobie śledzionę (co oczywiście nie przeszkadzało jej w skakaniu wysoko na 3 metry). A potem... Okazało się, że jest właściwie sama na wyspie pełnej wściekłych wilków i jakiś brodatych pomyleńców, z nieznanych przyczyn mówiących po rosyjsku.

Tak właściwie można opisać całą fabułę. Niestety Rhianna Pratchett, autorka scenariusza, w tym przypadku nie wykazała się talentem na miarę ojca – opowiedziana historia jest sztampowa i zupełnie nie angażująca emocjonalnie. Bohaterowie również są „płascy” i zupełnie nieinteresujący – pomijając fakt, że prawie w ogóle ich nie ma. Lara co prawda została uwięziona na japońskiej wyspie wraz z grupą przyjaciół, ale nie są uprzejmi towarzyszyć dziewczynie w prawie żadnej misji, także właściwie do połowy gry nie wiedziałam nawet ilu ich jest i jak się nazywają. Powoduje to, że nijak się do postaci nie można przywiązać, wobec tego gdy ktoś (spoiler) ginie (koniec spoilera) to absolutnie nie wywołuje to żadnych emocji (chociaż mnie osobiście trochę rozśmieszyło). Inna ciekawa sprawa jest natomiast z samą panną Croft, która – uwaga, uwaga – jest postacią DYNAMICZNĄ. Na samym początku zupełnie nie przypomina dawnej siebie – tej Lary, która biegała z dwoma pistoletami i jak gdyby nigdy nic potrafiła zabić dinozaura. Ba - „nowa” Lara nie tylko nie poradziłaby sobie z T-Rexem – już na samym początku gry musi bowiem poradzić sobie z jeleniem, co okazuje się przeżyciem wyjątkowo traumatycznym. Później jednak jest już z górki.

Lara płakała, gdy zabiła pierwszego człowieka. A potem... A potem już nie

Że to ja niby ich zabiłam? Nieee...
Tego też...? A skąd!
Skoro już o zabijaniu mowa – to należy grze przyznać, że system walki jest satysfakcjonujący i to nawet na poziomie łatwym, na którym także da się zginąć (czego ja osobiście raczej nie lubię). Przeciwnicy „dorastają” razem z naszą bohaterką – to znaczy im ona silniejsza i bardziej doświadczona, tym oni również. Jest to może trochę szkodliwe dla realizmu (ale umówmy się, nie jest to największy problem) natomiast sprawdza się w kwestii grywalności. Przeciwników możemy eliminować za pomocą wachlarza broni (choć zaczynamy tylko od łuku); nasze śmiercionośne narzędzia można też modyfikować, bo Lara-majsterkowicz (vel Macgyver) ze znalezionego po drodze zardzewiałego żelastwa potrafi zrobić nawet cięciwę (!).

Podczas wędrówki po wyspie młoda pani archeolog natrafia jednak nie tylko na wrogów, ale również na rozmaite artefakty i dokumenty. Nie do wszystkiego da się dostać za pierwszym razem, co ma zmotywować do powrotu do odwiedzanych lokacji po zakończeniu wątku fabularnego. Ja jednak wolałabym możliwość ponownego przejścia gry przy jednoczesnym zachowaniu zdobytych umiejętności – pomimo miałkości fabuły wolę już mieć jakiś cel niż tylko zwiedzanie starych jaskiń. Świat, po którym przychodzi nam się poruszać, sprawia wrażenie otwartego – mamy na przykład możliwość szybkiej podróży między odkrytymi obozowiskami – ale w gruncie rzeczy lokacje są liniowe; trzeba po prostu pędzić naprzód, okazjonalnie interesując się jakimś sekretnym grobowcem w pobliżu.

Lara, zrób coś wreszcie sama

Elementem rozgrywki, który napsuł mi tak dużo krwi, że jestem gotowa poświęcić mu osobny paragraf, są sekwencje QTE, czyli te durne momenty kiedy kamera udaje, że jest w filmie, a gracz musi kolejno naciskać odpowiednie klawisze (swoją drogą cieszę się, że po tym wszystkim mój klawisz „e” jest nadal na swoim miejscu). QTE są o tyle irytujące, że jest ich zdecydowanie za dużo (moim zdaniem mogłyby nie istnieć, ale niech będzie) a poza tym jak najszybsze naciskanie kolejno „e” i „f” wcale nie jest zadaniem tak łatwym i przyjemnym, jak mogłoby się wydawać. Co tu dużo mówić, jeden wilk zabił mnie w ten sposób 6 razy, jakiś brodacz zrzucił mnie z mostu 7 razy, a w finałowej walce te wszystkie klawisze już tak mi się pomyliły, że zanim się zorientowałam, to wyszłam do windows i włączyłam wyszukiwanie – czego? Ano frazy „eeeeeeeee”. Także sekwencjom QTE mówię stanowcze nieeeeeeeee.

Click F to win - grrrr...


Co jeszcze na plus, co na minus

W grze jest dużo różnych głupotek (zostałam postrzelona? Wbiłam sobie gwóźdź w śledzionę? To nic, i tak potrafię skoczyć wyżej niż małpa; Że co? Że wszystko spala się w dwie sekundy? Nie może być!; Nie, tej pochodni absolutnie nie szkodzi woda, pod warunkiem, że chwilowo scenariusz nie przewiduje jej zgaszenia itd.). Rozumiem jednak, że to tylko gra i należy zrezygnować z realizmu na rzecz grywalności (niemniej jednak śmiesznie było przyświecać sobie pochodnią pod wodospadem).

Na plus za to zaliczam muzykę – co prawda żaden kawałek nie został mi głowie, ale stanowi ona dobre, nienachalne tło. Zaletą również są głosy anglojęzycznych aktorów (wersji polskiej nie testowałam, Lara musi mieć brytyjski akcent, koniec, kropka). Też nie są to niezapomniane role, ale jest dobrze, więc nie narzekam. Ogromnym plusem jest również grafika – co tu dużo mówić, czasem jest naprawdę pięknie.

Jestem sama na wyspie pełnej niebezpieczeństw... A co tam, pooglądam widoczki


Crofty, nie Crofty, ale było ok

Bardzo lubię dobrze opowiedziane historie – z fascynującą, zapierającą dech w piersiach akcją, wyrazistymi postaciami itd. W Tomb Raiderze nic z tego nie znalazłam, ale mimo to dobrze się bawiłam. Widać każdy potrzebuje czasem pobawić się w relaksujące „ziabijanko”. A gdy w finałowej scenie „nowa Lara” wyciąga kanoniczne dwa pistolety, to nawet „stara Lara” przestaje się w (nomen omen) grobie przewracać.


PODSUMOWANIE
TYTUŁ: Tomb Raider
PRODUCENT: Crystal Dynamics
GATUNEK: Akcja

MOJA OCENA: 8




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz