Lepiej
późno niż wcale
Lara i jej nieprzeciętna umiejętność utrzymania równowagi |
„Nowy”
Tomb Raider staje się już powoli starym Tomb Raiderem, bo następca
– Rise Of The Tomb Raider – już czyha by zająć jego miejsce
(xboksowa premiera w listopadzie, o pecetowej na razie niestety nie
wiadomo). Ja oczywiście, moim zwyczajem, z odświeżoną Larą
zapoznałam się dopiero teraz, a to i tak tylko dlatego, że kupiłam
ją na przecenie. Okazało się jednak, że było na tyle przyjemnie,
iż po kolejną część prawdopodobnie sięgnę nieco wcześniej niż
po, bagatela, 2 latach od premiery.
To
nie był dobry dzień dla Lary
Piromania Lary musiała w końcu doprowadzić do tragedii |
Najpierw
nikt nie chciał posłuchać jej sugestii związanych z miejscem
prowadzenia badań archeologicznych. Gdy w końcu jej posłuchali,
zakończyło się to katastrofą i zatopieniem statku (nomen omen o
wdzięcznej nazwie „Endurance” czyli z angielskiego
„wytrzymałość”, „trwałość”). Po tym jak naszej
bohaterce cudem udało się nie utopić, została porwana przez
jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego Ktosia, zawinięta w kokon i
zawieszona głową w dół w jakiejś dziwnej krypcie. Później
nieszczęśliwie upadła na złośliwie podrzucony przez twórców
gry gwóźdź i przebiła sobie śledzionę (co oczywiście nie
przeszkadzało jej w skakaniu wysoko na 3 metry). A potem... Okazało
się, że jest właściwie sama na wyspie pełnej wściekłych wilków
i jakiś brodatych pomyleńców, z nieznanych przyczyn mówiących po
rosyjsku.
Tak
właściwie można opisać całą fabułę. Niestety Rhianna
Pratchett, autorka scenariusza, w tym przypadku nie wykazała się
talentem na miarę ojca – opowiedziana historia jest sztampowa i
zupełnie nie angażująca emocjonalnie. Bohaterowie również są
„płascy” i zupełnie nieinteresujący – pomijając fakt, że
prawie w ogóle ich nie ma. Lara co prawda została uwięziona na
japońskiej wyspie wraz z grupą przyjaciół, ale nie są uprzejmi
towarzyszyć dziewczynie w prawie żadnej misji, także właściwie do
połowy gry nie wiedziałam nawet ilu ich jest i jak się nazywają.
Powoduje to, że nijak się do postaci nie można przywiązać, wobec
tego gdy ktoś (spoiler) ginie (koniec spoilera) to absolutnie nie
wywołuje to żadnych emocji (chociaż mnie osobiście trochę
rozśmieszyło). Inna ciekawa sprawa jest natomiast z samą panną
Croft, która – uwaga, uwaga – jest postacią DYNAMICZNĄ. Na
samym początku zupełnie nie przypomina dawnej siebie – tej Lary,
która biegała z dwoma pistoletami i jak gdyby nigdy nic potrafiła
zabić dinozaura. Ba - „nowa” Lara nie tylko nie poradziłaby
sobie z T-Rexem – już na samym początku gry musi bowiem poradzić
sobie z jeleniem, co okazuje się przeżyciem wyjątkowo
traumatycznym. Później jednak jest już z górki.
Lara
płakała, gdy zabiła pierwszego człowieka. A potem... A potem już
nie
Że to ja niby ich zabiłam? Nieee... |
Tego też...? A skąd! |
Skoro
już o zabijaniu mowa – to należy grze przyznać, że system walki
jest satysfakcjonujący i to nawet na poziomie łatwym, na którym
także da się zginąć (czego ja osobiście raczej nie lubię).
Przeciwnicy „dorastają” razem z naszą bohaterką – to znaczy
im ona silniejsza i bardziej doświadczona, tym oni również. Jest
to może trochę szkodliwe dla realizmu (ale umówmy się, nie jest
to największy problem) natomiast sprawdza się w kwestii
grywalności. Przeciwników możemy eliminować za pomocą wachlarza
broni (choć zaczynamy tylko od łuku); nasze śmiercionośne
narzędzia można też modyfikować, bo Lara-majsterkowicz (vel Macgyver) ze
znalezionego po drodze zardzewiałego żelastwa potrafi zrobić nawet
cięciwę (!).
Podczas
wędrówki po wyspie młoda pani archeolog natrafia jednak nie tylko
na wrogów, ale również na rozmaite artefakty i dokumenty. Nie do
wszystkiego da się dostać za pierwszym razem, co ma zmotywować do
powrotu do odwiedzanych lokacji po zakończeniu wątku fabularnego.
Ja jednak wolałabym możliwość ponownego przejścia gry przy
jednoczesnym zachowaniu zdobytych umiejętności – pomimo miałkości
fabuły wolę już mieć jakiś cel niż tylko zwiedzanie starych
jaskiń. Świat, po którym przychodzi nam się poruszać, sprawia
wrażenie otwartego – mamy na przykład możliwość szybkiej
podróży między odkrytymi obozowiskami – ale w gruncie rzeczy
lokacje są liniowe; trzeba po prostu pędzić naprzód,
okazjonalnie interesując się jakimś sekretnym grobowcem w pobliżu.
Lara,
zrób coś wreszcie sama
Elementem
rozgrywki, który napsuł mi tak dużo krwi, że jestem gotowa poświęcić mu osobny paragraf, są sekwencje QTE, czyli te durne
momenty kiedy kamera udaje, że jest w filmie, a gracz musi kolejno
naciskać odpowiednie klawisze (swoją drogą cieszę się, że po
tym wszystkim mój klawisz „e” jest nadal na swoim miejscu). QTE
są o tyle irytujące, że jest ich zdecydowanie za dużo (moim
zdaniem mogłyby nie istnieć, ale niech będzie) a poza tym jak
najszybsze naciskanie kolejno „e” i „f” wcale nie jest
zadaniem tak łatwym i przyjemnym, jak mogłoby się wydawać. Co tu
dużo mówić, jeden wilk zabił mnie w ten sposób 6 razy, jakiś
brodacz zrzucił mnie z mostu 7 razy, a w finałowej walce te
wszystkie klawisze już tak mi się pomyliły, że zanim się
zorientowałam, to wyszłam do windows i włączyłam wyszukiwanie –
czego? Ano frazy „eeeeeeeee”. Także sekwencjom QTE mówię
stanowcze nieeeeeeeee.
Click F to win - grrrr... |
Co
jeszcze na plus, co na minus
W
grze jest dużo różnych głupotek (zostałam postrzelona? Wbiłam
sobie gwóźdź w śledzionę? To nic, i tak potrafię skoczyć wyżej
niż małpa; Że co? Że wszystko spala się w dwie sekundy? Nie może
być!; Nie, tej pochodni absolutnie nie szkodzi woda, pod warunkiem,
że chwilowo scenariusz nie przewiduje jej zgaszenia itd.). Rozumiem
jednak, że to tylko gra i należy zrezygnować z realizmu na rzecz
grywalności (niemniej jednak śmiesznie było przyświecać sobie
pochodnią pod wodospadem).
Na
plus za to zaliczam muzykę – co prawda żaden kawałek nie został
mi głowie, ale stanowi ona dobre, nienachalne tło.
Zaletą również są głosy anglojęzycznych aktorów (wersji
polskiej nie testowałam, Lara musi mieć brytyjski akcent, koniec,
kropka). Też nie są to niezapomniane role, ale jest dobrze, więc
nie narzekam. Ogromnym plusem jest również grafika – co tu dużo
mówić, czasem jest naprawdę pięknie.
Jestem sama na wyspie pełnej niebezpieczeństw... A co tam, pooglądam widoczki |
Crofty,
nie Crofty, ale było ok
Bardzo
lubię dobrze opowiedziane historie – z fascynującą, zapierającą
dech w piersiach akcją, wyrazistymi postaciami itd. W Tomb Raiderze
nic z tego nie znalazłam, ale mimo to dobrze się bawiłam. Widać
każdy potrzebuje czasem pobawić się w relaksujące „ziabijanko”.
A gdy w finałowej scenie „nowa Lara” wyciąga kanoniczne dwa
pistolety, to nawet „stara Lara” przestaje się w (nomen omen)
grobie przewracać.
PODSUMOWANIE
TYTUŁ: Tomb Raider
PRODUCENT: Crystal Dynamics
GATUNEK: AkcjaPRODUCENT: Crystal Dynamics
MOJA OCENA: 8