Dziś dwie krótkie historyjki z mojego życia:
Po pierwsze widziałam dzisiaj na krakowskich Plantach pana ze szpikulcem do śmieci. Wiem, że to niby nic nadzwyczajnego, ale... nie wiem, z jakiś niewytłumaczalnych powodów myślałam, że szpikulce do śmieci wyginęły.
To jedno. Druga historia to opowieść "tramwajowa". Jechałam dzisiaj rano tramwajem - no niestety 7.30 nie jest już porą na spanie, tylko to właśnie idealny czas na podróże komunikacją miejską - i na którymś już z kolei przystanku wsiada starszy pan. Człowiek z gatunku "niereprezentatywnych" i "niepozornych" - taki troszkę "inny", z nie do końca dopasowaną garderobą - myślę, że wiecie o co chodzi. Najważniejsze w tej opowieści jest to, że wystarczyło mi jedno spojrzenie, by tak szybko go ocenić. Jedyne wolne miejsce zostało akurat obok mnie, więc bohater mojej historii szybko je zajął. I co? Nagle patrzę się, a pan wyjmuje słuchawki; muszę przyznać, że mnie to zaskoczyło, bo przecież słuchanie muzyki w tramwaju jednak nie jest domeną starszych ludzi. Byłam więc zainteresowana, jakiego odtwarzacza używa. Wiecie co się okazało? Że był to śliczny walkman na kasety:
Dlaczego o tym piszę? Bo ten pan uświadomił mi przynajmniej dwie rzeczy (choć chyba więcej, ale musiałabym się jeszcze nad tym zastanowić), o których tak łatwo się zapomina. Po pierwsze, że za szybko tego człowieka oceniłam. Spodziewałam się po nim czegoś zupełnie innego, tymczasem on mnie zupełnie zaskoczył. I za to "otrzeźwienie" bardzo mu dziękuję. Po drugie, że jednak muzyka rządzi! (niezależnie od tego ile masz lat i jakiego gatunku słuchasz; choć są takie, których ja nie potrafię zaakceptować - ale o tym innym razem).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz