poniedziałek, 4 maja 2015

Trochę tłajlajtowego narzekania

Należę do grona tych osób, które nigdy nie czytały Zmierzchu. Jakoś nigdy nie było okazji, a zresztą nie czułam więc jakiejś specjalnej potrzeby. Dlatego moja wiedza na temat Belli, Cullenów i ogólnie świata wykreowanego przez Stefcię Meyer była właściwie żadna. Jakiś czas temu jednak, dzięki uprzejmości jednej z publicznych stacji telewizyjnych, wreszcie poznałam ten romans wszechczasów. Tylko dwie pierwsze części, bo na tyle wystarczyło wspomnianej uprzejmości, ale… to chyba i tak było o dwie części za dużo.
Wiem, że filmowej adaptacji nie powinno oceniać się za fabułę, ale w tym wypadku chyba muszę zrobić wyjątek, bo, jak już mówiłam, książki nie czytałam i nie przeczytam.
Oto jednak w dosyć luźnej i chaotycznej kolejności rzeczy które mi się podobały/nie podobały lub które mnie rozśmieszyły.

Wampiry to śnieżynki

Białe, zimne i skrzy się w słońcu?


Choć nie wszystkie


Taaak… Gdzieś słyszałam, że aktorzy grający wampiry w Zmierzchu mieli przez jakiś czas przed rozpoczęciem zdjęć zakaz opalania się.


Hmm… Ale to pewnie kwestia poprawności politycznej. W filmach zawsze powinien pojawić się dobry Murzyn. Ten tu teoretycznie jest zły, ale w końcu kto ostrzega Belkę przed własnymi złymi przyjaciółmi?

Tak, mam 17 lat i jestem PRZEKONANA, że NA PEWNO znalazłam miłość życia

Belka jest potwornie egzaltowana. I tyle. To wszystko co o niej w ogóle można powiedzieć. Kocha Edwarda, jest gotowa dla niego dać się ugryźć przez monstrum i żyć wiecznie (co wcale nie wydaje się specjalnie kuszącą perspektywą, przynajmniej moim zdaniem). Aha, no i jeszcze ten czas kiedy Belka tęskni za Edkiem – nie może spać, nie może jeść, nie może gadać z kolegami, nie może z nimi wyjść nie może żyć… Tylko wszędzie widzi Edwarda.


Podwójne standardy zawsze Cię znajdą

Tym razem nie chodzi już o kolor wampirów, ale o patriarchę rodziny:


Nie miał problemu z tym, że BEZ PYTANIA zamienił Edwarda w wampira, gdy ten umierał na cośtam. W sprawie Belki muszą jednak zrobić wampirze referendum, pomimo że ona jest zdecydowana.
Chociaż może takie jego zachowanie wynika po prostu z bycia odpowiedzialnym – ja też bym nikogo nie zgodziła się zamieniać tak „na życzenie” w potwora. Nie zmienia to jednak faktu, że w momencie śmierci wolałabym mieć wybór.

Europejczycy są Ciemnogrodem i nadal mają Inkwizycję

Taką wiedzę wyniosłam z obejrzenia tych scen.

Wielka szkoda

W tej scenie natomiast miałam nadzieję, że jednak ją zje. Ach, nadzieja matką głupich.

Hej, opowiem Ci historię o niczym

Tak w dużym skrócie wyglądała dla mnie druga część. W pierwszej to jeszcze jakoś było – słodkie bieganie po drzewach, lasach itp. Itd. Ale w „Księżycu w nowiu”? Właściwie o czym on opowiada? O tym, że Belka cierpi. O tym, że Edward cierpi, ale nie aż tak bardzo, jak Belka (przecież to ona jest główną bohaterką, musi mieć gorzej). No i o tym, że Jacob bez koszulki.

Już rozumiem

W trakcie seansu dowiedziałam się również, dlaczego na supergwiazdę tej produkcji złośliwcy mówią Kirsten „Drewno” Stuart.


Chwila, właściwie drewno ma więcej wyrazu.


Czy jest jakiś jasny punkt?
Na razie nie przychodzi mi więcej śmiesznostek do głowy. Miałam je wypisane na specjalnej kartce, ale niestety gdzieś się zapodziała. Ale jak sobie coś przypomnę to jeszcze dopiszę. No i mam nadzieję, że za jakiś czas telewizja publiczna będzie uprzejma uraczyć nas kolejnymi częściami.
Tymczasem, czy jest jakaś zaleta tych filmów? Technicznie rzecz biorąc, nie są one złe, oceniałam je jednak bardzo nisko, ze względu na fakt, że są głupie. I tyle. Moje szare komórki podczas seansu popełniły honorowe samobójstwo i dlatego nie miałam możliwości obiektywnej oceny. Jest jednak coś, co mi się podobało, mianowicie muzyka. Nienachalna, nostalgiczna – po prostu ładna.

PODSUMOWANIE
TYTUŁ: Zmierzch
AUTOR: Stefcia Meyer
REŻYSERIA FILMU: Catherine Hardwicke
GATUNEK: Romans wszech czasów, przy którym "Anna Karenina", "Wojna i pokój" a nawet "Przeminęło z wiatrem" to tylko żałośni naśladowcy
MOJA OCENA: 3

TYTUŁ: Księżyc w nowiu
AUTOR: Stefcia Meyer
REŻYSERIA FILMU: Catherine Hardwicke
GATUNEK: Romans wszech czasów, przy którym "Anna Karenina", "Wojna i pokój" a nawet "Przeminęło z wiatrem" to tylko żałośni naśladowcy
MOJA OCENA: 2