Pora więc zaczynać. A zaczynam od
książki, która była wydana już milion lat temu, ale oczywiście ja zapoznałam
się z nią dopiero teraz: to „Klub Dantego” autorstwa amerykańskiego pisarza
Matthew’a Pearla. Tak, wiem, że została wydana w 2003 r. a w Polsce 2005. Zdaję
sobie sprawę, że to było już dawno temu, a ja cieszę się, bo poznałam coś
„nowego”. Czasem mam wrażenie, że za bardzo przypominam jego:
Ale tak to już niestety bywa.
Dlatego nie zdziwcie się, jeśli za jakiś czas z radością ogłoszę Wam, że „Ida”
dostała Oskara.
Krew, krew, więcej krwi
Wróćmy jednak do sprawy. Akcja
powieści toczy się w 1865 roku w Bostonie. Poeta Henry Longfellow przy pomocy
przyjaciół: Lowella, Holmesa, Green’a i wydawcy J.T. Fieldsa tworzą Klub
Dantego zajmujący się wykonaniem pierwszego amerykańskiego tłumaczenia „Boskiej
Komedii”. W tym samy czasie miasto zostaje wstrząśnięte falą brutalnych
morderstw. Wszystkie zabójstwa łączy kilka wspólnych cech – przede wszystkim
morderca stara się, by jego ofiary cierpiały jak najdłużej. Z czasem główni
bohaterowie orientują się, że każda ze zbrodni jest niepokojąco podobna do kar
piekielnych opisywanych przez Dantego. W całym Bostonie jest tylko garstka
osób, które znają „Komedię” – bohaterowie muszą więc szybko znaleźć sprawcę, by
podejrzenie nie padło na nich.
Jeszcze tylko jeden rozdział... I tak już do końca
Tak w skrócie wygląda zarys
fabuły. Jest intrygująca od początku do końca – prawie że do ostatniej strony
nic nie jest jeszcze jasne, a wiele rozdziałów kończy się w ten sposób, że po
prostu nie byłam w stanie odłożyć książki. Przy czytaniu tej powieści działa
więc zaklęty krąg „jeszcze tylko jednego rozdziału…”. Akcja jest naprawdę
pasjonująca, a w paru momentach czuć przechodzące po plecach dreszcze. Ale mimo
wszystko moim zdaniem to nie ona jest największym atutem tej książki. Mnie
osobiście najbardziej urzekła drobiazgowość, z jaką Pearl opisuje XIX-wieczny
Boston. Ówczesna rzeczywistość jest odmalowana tak dokładnie, że rzeczywiście z
łatwością można ją sobie wyobrazić. I nie chodzi tu tylko o opis miasta, ale
również o odwzorowanie sposobu życia jaki prowadzili prawdziwi bohaterowie (bo
przecież warto zauważyć, że Longfellow czy Lowell to postacie historyczne) a
także np. relacji jakie panowały na uniwersytecie Harvardzkim. Bardzo też
podoba mi się, w jaki sposób skonstruowano bohaterów. Nie ma w „Klubie Dantego”
jakiś bardzo pogłębionych profilów psychologicznych postaci (no, może poza
mordercą, ale więcej nie mówię, żeby nie spoilerować) lecz mimo to bohaterowie
nie są „płascy”. Mamy więc zachowawczego Holmesa, porywczego Lowella czy też
dobrodusznego Green’a. Od postaci historycznych nie odbiega też konstrukcja
bohaterów wymyślonych jak np. czarnoskórego policjanta Nicholasa Reya.
This is not a game
Pora teraz na kilka wad. Nie jest
ich zbyt wiele, ale zawsze trzeba przecież do czegoś się przyczepić. Książka
może więc nie przypaść do gustu wielbicielom kryminałów, którzy lubią brać
udział w grze między czytelnikiem a autorem – czy uda się odkryć sprawcę zanim
dokonają tego bohaterowie, czy nie. W przypadku powieści Pearla wyprzedzenie
toku myślowego członków Klubu jest dosyć trudne (o ile nie niemożliwe) ponieważ
autor nie zostawia czytelnikom prawie żadnych wskazówek. Wszystko tak naprawdę
rozgrywa się dosłownie na ostatnich stronach. Nie ma więc poszlak, które mogłyby
doprowadzić czytelnika do zabójcy, ale za to jest wiele pułapek, w które
wpadają zarówno bohaterowie jak i osoby śledzące ich poczynania.
Jest dobrze
Koniec końców, „Klub Dantego”
jest pozycją bardzo dobrą, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto lubi szybką, ciekawą akcję oraz krwawe tajemnice. Sami zresztą widzicie, że w
mojej recenzji ilość zalet przytłoczyła ilość wad.
PODSUMOWANIE
TYTUŁ: Klub Dantego
AUTOR: Matthew Pearl
GATUNEK: Kryminał/thriller
MOJA OCENA (w skali 1-10): 8+