sobota, 28 lutego 2015

Klub Dantego, czyli krwawo i dziewiętnastowiecznie (takie klimaty...)

Pora więc zaczynać. A zaczynam od książki, która była wydana już milion lat temu, ale oczywiście ja zapoznałam się z nią dopiero teraz: to „Klub Dantego” autorstwa amerykańskiego pisarza Matthew’a Pearla. Tak, wiem, że została wydana w 2003 r. a w Polsce 2005. Zdaję sobie sprawę, że to było już dawno temu, a ja cieszę się, bo poznałam coś „nowego”. Czasem mam wrażenie, że za bardzo przypominam jego:
USA mają już konstytucję – USA mają już konstytucję może my też powinniśmy?
Ale tak to już niestety bywa. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli za jakiś czas z radością ogłoszę Wam, że „Ida” dostała Oskara.

Krew, krew, więcej krwi
Wróćmy jednak do sprawy. Akcja powieści toczy się w 1865 roku w Bostonie. Poeta Henry Longfellow przy pomocy przyjaciół: Lowella, Holmesa, Green’a i wydawcy J.T. Fieldsa tworzą Klub Dantego zajmujący się wykonaniem pierwszego amerykańskiego tłumaczenia „Boskiej Komedii”. W tym samy czasie miasto zostaje wstrząśnięte falą brutalnych morderstw. Wszystkie zabójstwa łączy kilka wspólnych cech – przede wszystkim morderca stara się, by jego ofiary cierpiały jak najdłużej. Z czasem główni bohaterowie orientują się, że każda ze zbrodni jest niepokojąco podobna do kar piekielnych opisywanych przez Dantego. W całym Bostonie jest tylko garstka osób, które znają „Komedię” – bohaterowie muszą więc szybko znaleźć sprawcę, by podejrzenie nie padło na nich.

Jeszcze tylko jeden rozdział... I tak już do końca
Tak w skrócie wygląda zarys fabuły. Jest intrygująca od początku do końca – prawie że do ostatniej strony nic nie jest jeszcze jasne, a wiele rozdziałów kończy się w ten sposób, że po prostu nie byłam w stanie odłożyć książki. Przy czytaniu tej powieści działa więc zaklęty krąg „jeszcze tylko jednego rozdziału…”. Akcja jest naprawdę pasjonująca, a w paru momentach czuć przechodzące po plecach dreszcze. Ale mimo wszystko moim zdaniem to nie ona jest największym atutem tej książki. Mnie osobiście najbardziej urzekła drobiazgowość, z jaką Pearl opisuje XIX-wieczny Boston. Ówczesna rzeczywistość jest odmalowana tak dokładnie, że rzeczywiście z łatwością można ją sobie wyobrazić. I nie chodzi tu tylko o opis miasta, ale również o odwzorowanie sposobu życia jaki prowadzili prawdziwi bohaterowie (bo przecież warto zauważyć, że Longfellow czy Lowell to postacie historyczne) a także np. relacji jakie panowały na uniwersytecie Harvardzkim. Bardzo też podoba mi się, w jaki sposób skonstruowano bohaterów. Nie ma w „Klubie Dantego” jakiś bardzo pogłębionych profilów psychologicznych postaci (no, może poza mordercą, ale więcej nie mówię, żeby nie spoilerować) lecz mimo to bohaterowie nie są „płascy”. Mamy więc zachowawczego Holmesa, porywczego Lowella czy też dobrodusznego Green’a. Od postaci historycznych nie odbiega też konstrukcja bohaterów wymyślonych jak np. czarnoskórego policjanta Nicholasa Reya.

This is not a game
Pora teraz na kilka wad. Nie jest ich zbyt wiele, ale zawsze trzeba przecież do czegoś się przyczepić. Książka może więc nie przypaść do gustu wielbicielom kryminałów, którzy lubią brać udział w grze między czytelnikiem a autorem – czy uda się odkryć sprawcę zanim dokonają tego bohaterowie, czy nie. W przypadku powieści Pearla wyprzedzenie toku myślowego członków Klubu jest dosyć trudne (o ile nie niemożliwe) ponieważ autor nie zostawia czytelnikom prawie żadnych wskazówek. Wszystko tak naprawdę rozgrywa się dosłownie na ostatnich stronach. Nie ma więc poszlak, które mogłyby doprowadzić czytelnika do zabójcy, ale za to jest wiele pułapek, w które wpadają zarówno bohaterowie jak i osoby śledzące ich poczynania.

Jest dobrze
Koniec końców, „Klub Dantego” jest pozycją bardzo dobrą, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto lubi szybką, ciekawą akcję oraz krwawe tajemnice. Sami zresztą widzicie, że w mojej recenzji ilość zalet przytłoczyła ilość wad.

PODSUMOWANIE
TYTUŁ: Klub Dantego
AUTOR: Matthew Pearl
GATUNEK: Kryminał/thriller

MOJA OCENA (w skali 1-10): 8+


piątek, 27 lutego 2015

Zapraszam!

Pisanie jest po prostu przyjemne. I koniec. A jeszcze przyjemniejsze jest KRYTYKOWANIE. 

Ale nie, na tym blogu nie zamierzam tylko krytykować. Właściwie to przede wszystkim chciałabym tu polecać. Dobre książki, filmy, spektakle teatralne, koncerty itd. itp. etc. Słowem - wszystko, co akurat mnie zainteresuje. 
Oczywiście krytyka też się pojawi, bo czasem trzeba wyrzucić z siebie te pokłady jadu - dlatego to, co jest złe albo po prostu słabe również nie uniknie oceny. 

Nie wiem z jaką częstotliwością uda mi się publikować, postaram się jak najczęściej, ale wiadomo - wyjdzie jak zwykle. W każdym razie pierwsza recenzja powinna pojawić się już niedługo.